tropikalna wysepka

Ranek jest piekny, a wokolo mnostwo bialasow. Od razu widac, ze miejsce jest turystyczne do szescianu. Tutaj juz pelna kanalizacja ruchu turystycznego, czyli w zasadzie nic nie trzeba robic - lokalsi sami kieruja Cie w odpowiednie miejsce (tylko okreslasz czy masz duzo kasy i chcesz prywatny transport 35000, czy moze jestes bankrut i wolisz publiczny za 8000/os).

Oczywiscie bierzemy publiczny, ktory po chwili przybywa na przystan. Mimo turystycznej atmosferki, lodka ma swoj klimat i plyniemy 15 osobowa lodka stloczeni w 30 osob razem z fura ryzu i ananasow i czegostam jeszcze (deska surfingowa, a nie bylo o dziwo zadnych zwierzat) :).

Desant na Gili Air wykonujemy w stylu Polskich Pijanych Sil Specjalnych (czyli slabym). Plecaki sa ciezkie (8 litrow picia dodatkowo), Krzys prawie sie wywraca - generalnie komedia. Tak czy siak - ladujemy zdecydowanie mokra-stopa na Gili. Przechwytuje nas mily lokals, ktory prezentuje swoja oferte domku (Sunset included free). Wyglada fajnie, wiec nie wybrzydzamy i idziemy z nim. Krzys probowal przykozaczyc i isc na boso, ale piasek jest goracy jak chinska patelnia i szybko wymieka.

Bungalow jest po zachodniej stronie wyspy. Mijaja nas duze ilosci dwukolek zasilanych malymi konikami (jest ich opor-duzo), a takze spora ilosc bydla. Miejsce bardzo nam sie podoba i zostajemy na pare dni sie pobyczyc (200000/domek z calkiem dobrym sniadaniem). Okazuje sie tez, ze nieswiadomie trafiamy na duzo mniej turystyczna czesc wyspy - wiaze sie to z brakiem calonocnych glosnych imprez, tanszym jedzonkiem i ogolnie mila atmosfera.

Zdjęcia (6)

Komentarze (1)