spalismy we Florida Hostelu (zarezerwowany jeszcze z polski) - koszt 145 peso / 4 osoby w 8os dormitorium. Standard hostelowy (dlugo sie czeka na zalatwienie czegokolwiek, no i generalnie miejce bardziej dla imprezowiczow niz dla spokojnych travelersow). Ogolnie w porzadku. Nastepnego dnia rano poszlismy odebrac zarezerwowane bilety do Salty. Wszystko odbylo sie bez preoblemow a reszte czasu do 16 spedzilismy włoczac sie po uliczkach w okolicy hostelu. No i udalo nam sie znalezc bardzo mila "lokalsową" knajpkę, gdzie ciezko nam bylo sie dogadac (chociaz z hiszpanskim idzie nam coraz lepiej). Zamowilismy na wyglad kilka pierozków z "czyms" oraz kiełbaskę w bułce, herbatki oraz kawę. Za całość okolo 25 peso. Smacznie i sympatycznie. No i jedzonko w jest w odpowiedniej formie (nie ucieka z talerza np.). Na dworcu okazalo sie, ze dworzec jest wieeelki - ponad 65 peronów i prawie 200 (!) firm sprzedających bilety.Poniewaz do odjazu mielsimy jeszcze ponad godzine poszlismy z tata skombinowac jakies zarełko. Oczywiscie na dworcowe kanjpki nie ma co liczyc, bo drogo i malo fajnie. Wybylismy z powrotem przed dworzec i od razu znajomy widok. Sprzedawcy uliczni i uliczne jedzonko. Szybko wykupilismy prawie caly zapas "super-pancho" (forma kanapki z kotletem, pomidorem i salata po 5 peso) w miedzy czasie pędzlując dwa hotdogi (2 peso/szt). Jeszcze tylko picie w sklepie (7 peso/duza butelka) i sprzedawca-cukiernia. Tu nabylismy 2 okragle pączki z toffi, dwa paczki amerykanskie z czekolada i dwa ciasteczka z czyms. Razem 4 peso :) Na dworcu okazalo sie, ze jest nawet telewizorek na pieniazki, niektorzy sobie ogladaja, a my kulturalnie zapakowalismy sie do autobusu (faktycznie komfortowy jak mowili i napoje gratis) i ruszylismy. CDN.