Ranek spêdzamy na obserwacji wschodu s³oñca, a po kolejnym przeciêtnym œniadanku, p³yniemy na po³owy piranii, których tu podobno nie brakuje. Sprawdzimy. Ka¿dy zostaje wyposa¿ony w ¿y³kê z haczykiem i surowe miêsko. W pierwszym miejscu, brak sukcesu :/ A podobno tyle ich tutaj jest :/ Jestesmy zawiedzeni. W drugim miejscu równie¿ jest œrednio, ale po 15 minutach jest sukces. Polski team dowodzony przeze mnie (naczelnego rybiarza ;) ³apie przepisow¹, czerwon¹ piraniê!! Jest okrutna, ale darujemy jej ¿ycie :). W zasadzie wiêkszoœæ miêska zjadaj¹ jakieœ ma³e rybki - próbujemy za ich pomoc¹ z³apaæ coœ wiêkszego, ale siê nie udaje. W trzecim miejscu amerykanin ³apie drug¹ piraniê, ale jest ona ¿ó³ta i mniejsza, a szeryf ³apie suma. Wszystkim znowu darujemy ¿ycie i szczêœliwi wracamy do bazy. Niestety jest to juz czas powrotu. Niestety jesteœmy skazani na ostatni obiad (majstersztyk przeróbstwa marchwi i ko³kowate miêso) i w dobrych humorach wracamy do Rurrenabaque. Ogólny wniosek jest taki - ¿eby byæ zjedzonym przez piraniê lub anakondê trzeba mieæ szczêœcie :D. Wieczorek spêdzamy w mi³ych hamaczkach Residencial Jislene, gdzie czujemy siê jak w domu.