Dzis mamy dzien wczuwania sie w prawdziwa indonezje i ogarniania spraw gospodarczych. Wstajemy niespiesznie i wcinamy nasz ulubiony makaronik naprzeciwko. Caly dzionek mija nam na lazeniu po centrum, kupujemy pare pierdolek i duzo picia. W samym Singkawang w sumie nie ma nic interesujacego, ale moze dlatego ma to fajny aspekt poznawczy. Na pewno wszystko co jest w tym miescie nie ma znamion "turystycznych". W kafejce internetowej (znajdujemy fajniejsza niz poprzednia) drukujemy nasza wlasna wersje rozmowek polsko-indonezyjskich (z najbardziej uzytecznymi dla nas zwrotami). Zgodnie z tutejsza tradycja nieuzywania sluchawek, puszczamy na caly glos Janka Samolyka "Codziennie" (pamietajcie by zaglosowac na Liscie Przebojow PR3!). Jest cios :). Ok 15.00 wymiekamy i wracamy do hotelu bo goraco jest okrutnie i nawet zwiekszona liczba napojow nie daje rady nas schlodzic. Dobrze jest odpoczac po takim ciezkim dniu (i po pobycie na rajskiej wyspie, ktory rowniez byl bardzo wyczerpujacy). Robimy jeszcze przepierke bo na wyposazeniu hotelu jest wiadromiska oraz suszarka (choc Anita twierdzi, ze i tak nie da sie z wiadromiski korzystac).