Geoblog.pl    masterofphysicalchemistry    Podróże    2012 - Malezja, Indonezja    Singkawang
Zwiń mapę
2012
05
paź

Singkawang

 
Indonezja
Indonezja, Singkawang
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 12569 km
 
Noc jest nieznosna. Tzn zaczyna sie tak bardzo romantycznie (szum fal i szelest lisci palmowych) jak bardzo nieromantycznie jest pozniej. Mimo maty zlozonej na 4, twardo jest niemilosiernie. W zasadzie niewiele sie to rozni od spania na samych kaflach. Dodatkowo owad atakuje ze dwojona sila. Co ja pisze. Ze zczworzona! Latajace paskudztwa sa chytre i dodatkowo widac, ze maja w swoich przodkach japonczykow i geny kamikadze. W polsce komary lataja jakby wlasnie wypalily spora dawke ziola. Tzn. bzyka powoli i 4 razy sie przymierza gdzie usiasc. Te tutaj dzialaja jak amerykanskie rakiety Tomahawk. Bzyka w poblizu, namierza cel, a potem slychac narastajacy bzyk i juz siedzi na tobie. Ha! Ale prawdziwy komandos nie poddaje sie bez walki. Sytuacje poprawia lekki wietrzyk (ktory troche zmienia namiary komarzego radaru) oraz tajna bron kolumbijskich sil specjalnych (DEET) - mamy tego w odpowiednim nadmiarze, wiec spryskujemy wszystko dookola. Stosujemy zasade spalonej ziemii. Wolimy, zeby chemikalia wyzarly kafelki, niz zeby owad nas zjadl. Dziala :) Wrogie sily wygladaja jakby ich powstrzymywalo pole silowe i nie podlatuja blizej niz 30cm - hehe. To sie nazywa przewaga taktyczna. Na mrowki jednak nie mozna poradzic, wiec trzeba z tym zyc. Spimy. Tzn prawie spimy, bo jest tak twardo, ze wiecej chyba przewracamy sie z boku na bok. Krzys wstaje z silnym przekonaniem, ze juz sie rozjasnia. Okazuje sie, ze DEET dziala na wzrok odwrotnie niz metanol, bo jest ciemno jak u Murzyna w szalasie i dopiero minela polnoc. Mamy wrazenie, ze ta noc sie nigdy nie skonczy. Cale szczescie chyba udaje nam sie jednak przysnac.

Budzi nas (tym razem jest naprawde jasniej, Krzys przysiega, ze nie uzywal DEETu od 5h, wiec to moze byc prawda) woda. Dziwne, bo krople leca poziomo, a powinny z gory. Strasznie dziwne sa te efekty uboczne. To jednak naprawdziwszy tropikalny deszczyk. O jak zle... Jest 5.30 i chce sie spac, ale musimy uciekac z altanki bo nas zalewa. Chowamy sie na schodach nowobudowanych domkow i siedzimy jak kury na grzedzie jeszcze godzine. W tym czasie mieszkancy i wyspa budza sie do zycia.

Deszcz ustaje i robi sie w miare ladnie, wiec wykorzystujemy okazje zeby zrobic wycieczke dookola wyspy. Jest mniejsza niz myslelismy. Calosc zajmuje ok 30-40min, ze zbieraniem muszli. Dla tych, ktorzy tutaj byc moze dotra: plazy nie ma z tylu wyspy. Wszedzie skaly. Wracamy nieziemsko glodni, a tu nagle jakis lokals nas popedza, ze przyplynela lodz i mozemy wracac na lad. No nic, szkoda, ze tak wczesnie, ale lepiej skorzystac z okazji. Dziekujemy wszystkim mieszkancom, zegnamy sie i odplywamy.

Po drodze zbieramy plody rybne z okolicznych wysepek (oraz pasazerow) i tak obladowani plyniemy w kierunku brzegu. Oczywiscie jak na Azje przystalo, na srodku wody/niczego gasnie silnik. Diagnoza Krzysia sprawdza sie. Brak paliwa. Zanim kapitan doszedl do przyczyny podziwiamy nieduze stado delfinow przeplywajace nieopodal. W porcie nie budzimy juz tak wielkiej sensacji (bylismy tam 24h wczesniej). Busikiem wracamy do drogi (stala stawka 5000/os za jakis blizej nieokreslony odcinek). Dalej lapiemy autobus napakowany po brzegi (i dach) i zmierzamy w strone Singkawang (rowniez 5000/os). Przed nami jedzie karton, z ktorego nagle przez dziure ucieka jakies zwierzatko, ale wlasciciel jest szybki i wciska je z powrotem. W srodku poznajemy nauczycielke-muzulmanke (4 dzieci) i jest pierwsza osoba w Indonezji, ktora nas rozumie i nawet w miare dobrze mowi po angielsku. Wykorzystujemy sytuacje i dowiadujemy sie o tani hotel itp interesujace nas rzeczy, a takze troche o zwyczajach tego kraju.

Hotel nazywa sie Masir Tanjung. Udaje nam sie zdobyc jedyny pokoj z prysznicem (dwojka z AC/TV/prysznicem/oknem 150.000/pokoj). Szczescie nam sprzyja, bo tego dnia spotykamy jeszcze dwojke travelersow (tak tak, mowiacych po angielsku!). Wszyscy sa bardzo zaskoczeni tym spotkaniem. Siedza tu juz 3 tygodnie i jestesmy pierwszymi turystami jakich spotkali. To by wiele tlumaczylo zdanie z przewodnika "not too many tourists in West Kalimantan". Nie sadzilem, ze "not too many" oznacza wartosc bliska zera. Spozywamy pyszny makaronik i wymieniamy informacje - co daje wszystkim duzo radosci, ze wreszcie mozna sobie normalnie pogadac. Wieczorkiem odwiedzamy jeszcze internet kafe, w ktorej nie opatentowali jeszcze uzywania sluchawek. Skutkiem tego jest nieziemski harmider 10 komputerow - na kazdym odpalone na pelna moc gry/youtube/muzyka czy jakis film. Straszny kociokwik.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (9)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
masterofphysicalchemistry
Krzysiek Kucharczyk
zwiedził 20% świata (40 państw)
Zasoby: 287 wpisów287 18 komentarzy18 486 zdjęć486 15 plików multimedialnych15