Prom mial doplynac o 8-9 rano. Z niewiadomych przyczyn (pogoda jest swietna) o 9 rano dalej wyswietlaja filmy o morzu. Brzegu nie widac. Okrutnie zmeczeni podroza wypatrujemy brzegu, ktory pojawia sie ok 15. Wreszcie ok 16.30 udaje nam sie wydostac z promu, prawie bedac stratowanym przez ewakuujacych sie wspolpasazerow i tragarzy. W porcie udaje nam sie zlapac mikrobusik/taksi do hotelu (30000/auto) - mamy sporo rzeczy, a robi sie juz powoli ciemno. Spimy w okolicy Chinatown w hotelu Semut. Ceny dosc przyjazne (140/160/180.000 za dwojki ze sniadaniem). Niestety nie ma internetu, ale jest bardzo klimatycznie. Mile patio z cwierkajacymi ptaszkami :). Udaje nam sie nawet zrobic pranie i wywiesic przed pokojem.