Geoblog.pl    masterofphysicalchemistry    Podróże    2012 - Malezja, Indonezja    Ijen - wulkan siarkowy
Zwiń mapę
2012
22
paź

Ijen - wulkan siarkowy

 
Indonezja
Indonezja, Ijen
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 14896 km
 
Kaprawe Oko naprawde chyba sie na nas uwzial i zamierza nas zniszczyc za to targowanie ceny wycieczki. Oglosil pobudke o 2.30. Znowu. Co gorsza, jest punktualny dziad jeden. Zwlekamy sie na sniadanie, ktore okazuje sie zaskakujaco-zaskakujace - czyli tost z czekoladowa posypka i jajko na twardo. O tak. Pakujemy manele do naszego miniminivana i dajemy czadu po gorskiej drodze w strone wulkanu.

Jeszcze o zmroku wyruszamy na 3km spacer pod gore. Sciezka jest dobrze oznaczona i w zasadzie idzie sie dobrze. Wkrotce sie rozjasnia i zaczynamy spotykac pierwszych tragarzy siarki. Widok robi wrazenie - 4 duze odlamy siarki nie wygladaja co prawda na 70kg, ale na postoju daja nam sprobowac podniesc i czlowiek nabiera respektu do tej pracy. Dobrze ze przynajmniej ida w dol. Nawet Anita daje rade to podniesc co powoduje prawie wyskoczenie oczu z orbit u tragarza. Za zrobienie zdjec kasuja 5000 (ale wiedzac ile zarabiaja jakos nam nie szkoda).

Do krateru docieramy po ok 1h. Jest dosc chlodno i wieje. Dobrze, ze nie mam czapki bo bym sie zgrzal :) Na miejscu czeka juz troche bialasow na wschod slonca. Robimy pare zdjec i przygladamy sie tragarzom, ktorzy jak sie okazuje wynosza ta siarke z glebi krateru (roznica poziomow na oko z 200m!) - nasz szacunek do nich rosnie przynajmniej z dwa razy po tym jak widzimy wspinajace sie ludziki (wazace ok 50kg) z 70kg na plecach...

Towarzyszy nam tez Belg, ktory robi tragarzowi cala serie zdjec, a gdy ten prosi o drobne Belg mowi, ze jest bankrutem. Moj szacunek do narodu belgijskiego spada znacznie ponizej zera, o ile moze jeszcze byc nizszy. Idiota po chwili jeszcze sie chwali, ze jak byl w Machu Picchu to costam. Faktycznie - to musial byc jakis belgisjki biedak. Na koniec lekcewazac zakazy zaczyna kroczyc po zboczu w dol krateru. Szczerze zyczymy mu, zeby stamtad nie wrocil.

Co jakis czas z dolu przywiewa chmure siarkowego dymu i dopiero wtedy w pelni mozemy zrozumiec na czym polega ciezar tej pracy - okrutnie gryzie w pluca i w zasadzie az nie da sie tym oddychac. Pracownicy maja maski ze szmat, ale to chyba niebardzo poprawia ich sytaucje. Dowiadujemy sie od jednego z nich, ktory jako tako mowi po angielsku, ze jest szczesliwy, ze moze tu pracowac, bo w miare spoko zarabia (50zl za 3km kurs, maks dwa kursy dziennie). Pracuja tu dosc dlugo bo spokojnie do 50 roku zycia. Nawet nie wyobraza sobie, ze moglby pracowac gdzie indziej i pracuje tu tez 3 jego braci.

Robimy jeszcze kilka fotek i schodzimy na dol. Kaprawe Oko sie ciska, bo dwojka Niemcow ktorzy z nami jada, maja byc odstawieni na prom na Bali i jest malo czasu. Kazemy mu sie wyluzowac, ale on sie nie uspokaja i pogania kierowce.

Po chwili znowu wjezdzamy na ten remontowany fragment drogi. O jakie zlo. Kierowca mysli, ze jest prawie tak dobry jak Kapitan Bomba. Ubzdural sobie, ze lecimy Orzelem-3, a on sam jest Chorazym Torpeda. Efekt jest taki, ze my dwoje (siedzimy z tylu) co chwila jestesmy miotani w lewo i w prawo, albo w gore i w dol. Autentycznie rzuca nami gorzej niz workiem ziemniakow. Kilka razy zarobilem w glowe w dach albo w cos (w sumie nie wiem, bo tak wali i rzuca). Mamy wrazenie, ze auto zaraz sie rozpadnie, ale Torpeda nie daje wytchnienia. Przy kazdym mocniejszym wstrzasie wrzeszczymy glosno "Kapitan Bomba!!" i nawet Niemcy nam wtoruja. Po ok godzinie wreszcie wyjezdzamy do normalna droge wiec juz tylko troche mniej rzuca. Uff.

Wyrzucamy niemcow gdzies po drodze i wracamy w strone Probolinggo zeby zmienic auto. Nie do konca rozumiemy, dlaczego dalej sie tak spieszymy, ale Torpeda nie jest zbyt komunikatywny i tylko wciska mocniej pedal gazu. Cale szczescie, ze auto ma slaby silnik i maksymalna szybkosc to ok 120km/h. Takiego wyprzedzania dawno nie widzialem. Z prawej, z lewej, pod prad. Skutery z naprzeciwka co chwile koncza na poboczu (droga jest ciasna, a rzadzi tu prawo dzungli). Troche gorzej jak wyprzedzamy na piatego i nagle widzimy przed soba wielka ciezarowke. W kazdym razie jakos zyjemy (ciagle). Po jakims czasie sytuacja sie jakby wyjasnia. Tzn musimy zmienic auto. Nie kumamy czemu, ale w jakiejs wiosce na nas czeka takie samo auto tylko jadace w inna strone. Myslimy, ze to spoko i sie przesiadamy. No jednak chyba nie jest tak spoko, bo po pierwszym hamowaniu juz rozumiemy dlaczego tamci turysci nie chcieli jechac dalej :) Z hamulcow dochodzi dziwny chrobot. Krzyczymy glosno "Kapitan Bomba" i prujemy w strone Probolinggo rzadziej korzystajac z hamulca niz do tej pory. Z reszta, to chyba zbyteczny gadzet, skoro to my wszystkich wyprzedzamy i oni musza hamowac. Po kolejnej godzinie docieramy zywi do celu, gdzie znowu zmieniamy auto - tym razem na minibusa. Wyglada lepiej i sprawniej niz aktualny pojazd. Co dziwne - Kaprawe Oko juz tu jest, a wyjezdzal po nas - on chyba ma teleport, albo swoje klony... Wszedzie go pelno. Zegnamy sie z nim po raz kolejny, ale wcale nie jestesmy pewni czy nie spotkamy go za pare godzin w Yogyakarcie.

Busik jest super i ma rozkladane siedzenia, niestety jedzie z nami Belg. Sadzamy go osobno, bo nikt nie chce z nim gadac (dodaktowo ma ten okropny francuski akcent). Z poczatku przejazdzka wydaje sie byc OK, ale juz po chwili okazuje sie, ze Chorazy Torpeda to byl uczen naszego kierowcy, ktory okazuje sie byc prawdziwym Kapitanem Bomba! Ten w ogole nie uznaje wyprzedzania po prawej (ruch jest lewostronny). Tniemy caly czas poboczem. Dopiero po jakims czasie pobocze sie konczy i jestesmy skazani na ogladanie ciezarowek tuz przed nasza maska. Trzeba przyznac, ze polscy kierowcy to amatorzy przy naszym Kapitanie. Autentycznie wyprzedzamy wszystko i w kazdym momencie. Kapitan Bomba odpuszcza dopiero przy czolowo nadjezdzajacych tirach, usmiechajac sie tylko - a my glosno drzemy sie "HATI-HATI" (czyli uwaga - uwaga!). Probujemy dodac sobie tym odwagi, ale mimo glosnego smiechu dobywajacego sie z naszych gardel wcale nie jest zbyt zabawnie. Wreszcie na postoju Piotr idzie porozmawiac z kierowca i dalsza droga mija spokojniej i zywi dojezdzamy do Yogyakarty.

Zostawiamy Belga w jakims luksusowym resorcie (dla biedakow chyba), a sami bunkrujemy sie w Dewa Homestay niedaleko dworca za 140000 za 3 os. Zywi...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (22)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
masterofphysicalchemistry
Krzysiek Kucharczyk
zwiedził 20% świata (40 państw)
Zasoby: 287 wpisów287 18 komentarzy18 486 zdjęć486 15 plików multimedialnych15