Miskolc, godzina 11:00. Po dobrze przespanej nocy i pysznym śniadaniu, zapakowani do auta wydaliśmy komendę: "jedźmy do Rumunii, byle szybko". Potem usłyszeliśmy jeszcze tylko dźwięk wybuchu i okazało się, że auto straciło amotryzację z tyłu. Po 6 godzinach nauki węgierskiego wiedzieliśmy już, że winny temu stanowi jest złamany torziós rúd.
Serwis ASO Renault określił czas naprawy jako: około 2 tygodnie na trzeci dzień (przynajmniej taki wniosek wysnuliśmy na podstawie naszej znajomości niemiecko-węgierskiego). Olaliśmy więc ASO i postanowiliśmy dać szansę zawodowcowi, podmiskolckiemu Istvanovi (węgierski odpowiednik Janusza). Istvan mechaniki mówił niemiecko-rosyjskim dialektem węgierskiego, dlatego kilkugodzinna wizyta u niego zaowocowała sukcesem w postaci diagnozy problemu i znalezienia rozwiązania. Dostaliśmy do dyspozycji warsztatową kanciapę z kawą i dużo czasu na dyskusję ("wy kawa, ja arbeiten" - rzekł Istvan mechaniki pozostawiając nas samych).
Istvan mechaniki pronuje wymiane wszystkich czterech torzios rudów za jedyne 140000 forintosz (z czego 100000 to torzios rudy). Nie lubimy półśrodków i tanizny, więc postanawiamy kupić te cześci w polsce (niezawodny tato Krzysia) i przetransportować je blablacarem w okolice Budapesztu (wyjdzie nas to jakieś 60000 taniej niż u Istvana).
Tymczasowo żegnamy warsztat i jedziemy szukać kempingu i jedzenia.