Staiamo andando, w końcu! Po podmianie auta ruszamy w podróż, wyjazd 2.0. Jedziemy, a właściwie płyniemy (sprawny torzios rud) w stronę granicy, potem w drodze przez Słowację delektujemy się widokiem Tatr Wysokich w zachodzącym słońcu, na Węgrzech delektujemy się niezrozumiałymi napisami. I w końcu o godzinie 3:08 przekraczamy granicę Rumunii. Musimy przekalibrować zegarki na godzinę 4:08, kupujemy "roman matrica (matryca Romana) i ruszamy dalej. Jakąś godzinę później natrafiamy na spory korek spowodowany wypadkiem, zjeżdżamy więc w boczną uliczkę i śpimy w aucie całe 3 godziny.
Rano ruszamy dalej, skutki wypadku okazują się nadal utrudniać drogę- po prawej bus przewrócony na dach lezący w rowie, a po lewej tir wbity w dom. Mijamy pobojowisko i oczom naszym ukazują się różnice kulturowe w stosunku do Węgier. Tutaj co pół kilometra jest przydrożna restauracja, w dodatku czynna. Zatrzymujemy się w jednej z nich, w bankomacie wypłacamy kasę (Rumunia ma jedne z najpiękniejszych banknotów) i za kwotę 20 lei (1 lei = 1 zł) jemy śniadanie złożone z parówek (tym razem nie csipös) z musztardą, jajek sadzonych, bułek, masła, sera, herbaty i kawy. W oczekiwaniu na podanie studiujemy uważnie rozmówki rumuńskie (dziękuję = multumesc, zgubiłem się = mam pierdut). Dzięki bardzo uważnemu czytaniu ze zrozumieniem, kiedy przychodzi do płacenia Tomasz wypowiada stare rumuńskie przysłowie "fiecare plătește pentru el" (każdy płaci za siebie) czym wprawia w osłupienie współpodróżników. Pani kelnerka jest jednak przygotowana i wyposażona w przenośny kalkulator. Po dokonaniu zapłaty ruszamy do miejscowości Cluj (Kluż). Miejsc do parkowania brak, skrętów w lewo brak, za to cerkiew na każdym skrzyżowaniu. Po znalezieniu parkingu ruszamy w poszukiwaniu kawy. Odnajdujemy ją w knajpie urządzonej w stylu kubańskiej rewolucji z portretami zbrodniarzy na każdej ścianie kawa jest jednak smaczna. Potem trafiamy jeszcze do małej rodzinnej cukierni, gdzie pijemy lemoniadę i otrzymujemy pakiet startowy ciastek (rurka z kremem i ciastko orzechowe z dżemem). Po zjedzeniu i kultiralnym multumesc udajemy się do auta, podlewamy George'a i ruszamy w dalszą drogę.