Wyjeżdżając z Cluju kierujemy się do Targu Mures. Oczywiście jak to u nas plany krzyżuje nagły okrzyk Krzysztofa - kręć w prawo! Tam jest jakiś wąwóz!!! I faktycznie - na znaku widnieje znaczek atrakcji i symbol czegoś co wygląda jak kanion. Dajemy czadu i 20 minut później grzejemy 10km/h pod górkę po zdecydowanie wyboistej drodze, która kończy się górką z niesamowitym widokiem na ściany wąwozu w oddali. Robimy kilka zdjęć (w tym jedno Zenitem). Zjeżdżamy na dół na parking i dziarsko atakujemy wąwóz (niektórzy w baletkach).
Decyzja o oglądaniu kanionu była słuszna. Rewelacyjne miejsce z pięknymi widokami na ponad 200 metrowe ściany. Dodatkowe emocje budzi fakt, że w wąwozie są wyznaczone drogi wspinaczkowe (sztuk 500)! Szlak biegnie dołem dolinki i co rusz przechodzimy przez rzekę wiszącymi mostkami, na których nie można się bujać (bo Węgrzy się boją) - co oczywiście robimy :)
W okolicy jest ponad 100km szlaków - my nie mamy czasu, żeby je przejść, więc po 30 min. zawracamy i ruszamy dalej w stronę Targu Mures. Przy wyjeździe. Wąwozu obżeramy się gotowaną kukurydzą (3/szt) i pieczonym kurczaczkiem (8/szt).