Widoki rano nas zniszczyły. Obejrzyjcie foty :) poranek jest wymarzony, bo jest piękna pogoda i mamy zapasy jedzonka. Powstaje więc jajcznica na boczku :) po śniadaniu i obowiązkowym graniu na łonie natury ruszamy do Mizen Head.
Mizen Head to najpołudniowszy i najzachodniejszy kawałek Irlandii. Kiedyś była tu latarnia i radiolatarnia. Teraz zrobili tu muzeum i wstęp na klify i skały jest płatny 6E. Oczywiście z wrodzonym instyktem pytamy kasjerkę czy warto tyle bulić. Podobno warto, więc skoro oszczędziliśmy na noclegu w aucie to kupujemy to. OK. Racja. Jest warto. Klify są kozackie, jest mostek, przepaście, widoki, wiatr. No elegancko. Wydaje się, że to tylko mały spacerek, ale spędzamy tam 2,5h. Udaje nam się nawet znaleźć dziką fokę! Wieje jak w pewnym województwie we wschodniej polsce, ale dajemy radę. Po wizycie w latarni pakujemy się szukać dalej fajnych miejsc. Potem znajdujemy jeszcze tajny celtycki port numer 1, gdzie mało kto dociera!
Z pierwszego cypla i końca Irlandii ruszamy dalej drogą Owiec w strone legendarnej Bantry Bay. Widoki są kosmicznie, drogi wąskie i nie wolno po nich szybko jeździć! Zatrzymujemy się tu i tam, gdy nagle: Ogrzy Fort (patrz wideo)! Po południu zwiedzamy Bantry, gdzie spożywamy rybę i frytoły z kosmicznie dobrym sosem curry i kupujemy to i tamto :D. Ruszamy dalej w stronę Kenmare, gdzie mamy nadzieję zaliczyć irlandzką sesję.