O 9 jestesmy po sniadanku (nalesniki z dzemem/mleczkiem zgêszczonym/czekolad¹ + banany i pomarañcze - 10bol/os) i ruszamy w 8 osób jeepem w kierunku pampy. Sk³ad sk³ada siê z dwójki szwajcarów, z czego facio wygl¹da jak Pawe³ Wilczek, dwójki amerykanów, z czego oboje wygladaja jak amerykanie i s¹ sympatyczni oraz naszej czwórki. Po drodze w³azê na wieze z antenami ¿eby zrobiæ widoczek a po jakimœ czasie ladujemy w przydro¿nej kanjpce na obiad (droga jest raczej przeciêtna, a po ostatnich 2 dniach obfitych opadów jest nawet b³otnista). A, mijamy parê ciekawych ptaszków np. ¿abiru i nandu. Obiad jest parszywy co najmniej tak jak droga, ale daje sie go zjesc. Ciekawszym punktem tej knajpy jest jej zywy inwentarz, na który sk³ada siê: ptak zabiru (agresywny calkiem), kilka papug (dosc sympatyczne, ale raczej nieprzewidywalne), jeleñ (nie sprawdza³em), kaczki, kury, niezwykle zwinna ma³pa (chocia¿ raz spadla z drzewa) oraz przesympatyczna swinka, która chodzi³a miêdzy sto³ami i wszyscy inni j¹ przepêdzali, a ona po prostu chcia³a siê przespaæ (u nas jej sie uda³o). W dobrych (jedni) i srednich (ja) humorach pojechalismy w kierunku rzeki, gdzie po chwili oczekiwania zostalismy za³adowani na podk³ad pod³u¿nych ³odzi z silnikiem, które mia³y przetransportowac nas dalej. No tu siê zaczyna. Ju¿ za zakrêtem zaczyna siê najlepsze. Podplywamy lodzia 2 metry od krokodyla. Jedni robi¹ wiêksze (Kasia), inni mniejsze (tato) oczy :), ale nie ma czasu na prze¿ycia, gdy¿ zwierz¹t jest tu wiêcej jak w ZOO. Co najlepsze, wcale nie boj¹ siê ludzi, wiec mo¿na je obserwowaæ z naprawdê bliska. Na drodze mijamy: ma³pki, ró¿ne czaplowate, ¿abiru, zimorodki, kormorany, krokodyle, zólwie i mnóstwo które ciêzko zidentyfikowac. Nasza baza to rodzaj paru zabudowañ z drewna i siatki przeciw owadom po³o¿onych na zakolu rzeki (bardzo ³adny widoczek) + prywatny krokodyl Johnny. Po sjeœcie i karmieniu tambylczych ma³pek ciasteczkami jedziemy jeszcze do Sunset Bar ogladac zachód sloñca i ju¿ po ciemku wracamy rzeka do obozu. swiecimy dookola latarkami obserwujac oczy krokodyli na brzegach rzeki (nie napisalem tego wczesniej, ale jest ich naprawdê mnóstwo). Amerykanin stwierdza, ze jest duzo komarów (dziwny jakis, we Wroclawiu jest wiêcej). Kolacja jest równiez dosc przykra (choc jadalna). Ca³e szczêscie s¹ moskitiery, wiêc zasypiamy spokojnie, choc jest ciep³o.