Ranek jest spokojny i nawet przyjemnie chlodny, choc Irlandczyk chwali siê zdjeciem pajaka, który wygl¹da dziwnie znajomo :D. Co wiecej, sniadanko jest nawet OK. Po sniadanku my idziemy na krotszy spacer - 3 godziny, a reszta na d³ugi 7 godzinny, gdyz oni zostaja w dzungli d³uzej. W zasadzie jest fajnie, zwierzat dalej nie widac - rozne drzewa, motylki. Trochê nie w moim typie - czuje sie przytloczony, mimo, ze wcale nie jest bardzo gesto. Przewodnik interesuj¹co opowiada o ró¿nych d¿unglowych ciekawostkach. Hitem dnia, jest ma³y kokos. Przewodnik otwiera go maczet¹, a naszym oczom ukazuj¹ siê 3 bia³e orzeszki. Wszystko OK. Pewnie s¹ smaczne. Po chwili gadania przewodnik wyciaga jeden z nich, który niepokoj¹co podobny jest do larwy. Rusza siê! B³e. Okazuje siê, ze to motyle larwy. Smichy-chichy po czym przewodnik wrzuca sobie jednego do ust i zaczyna zuc. Kasia odwraca wzrok, a on oznajmia, ze smakuje jak kokos. B³e. No có¿. Co kraj, to smako³yk. Spotykamy jeszcze trochê mrowek (w tym 2cm sztuki, po których boli 20 godzin), motyli i trochê sladow zwierzat. Ogólnie gor¹co i œrednio przyjemnie. Wracamy na doœæ dobry obiadek (ogólnie kucharka jest du¿o lepsza ni¿ w pampie), potem jeszcze p³ywamy w rzece i wracamy do Rurrenabaque (do naszych ulubionych juz hamaczkow).