Z Wrocławia wyruszyliśmy późnym popołudniem (koło godziny 22...). Zgodnie z Planem (tak, tak... Mamy czasami plan... Zazwyczaj obejmuje kilka najbliższych godzin...) dotarliśmy do Bielska, gdzie wymieniliśmy akordeon Szwagra na aparat fotograficzny, a na koniec do Kamesznicy, gdzie tradycyjnie ugościła nas zaprzyjaźniona rodowita góralka.
Tu nastąpi lokowanie produktu -> polecamy Kamesznicę jako świetną przystań do wypadów w gory. Jest to cichutka miejscowość zasiedlona życzliwymi ludźmi, doskonale skomunikowana ze światem. Praktycznie do Milówki z Bielska jest nowiutka górostrada, drogami lokalnymi przejechaliśmy tylko 3km.
O poranku uraczeni wspaniałą jajecznicą (taka tylko ze starej kameszniczańskiej patelni) wyruszyliśmy w dalszą podróż w stronę południa Europy...