Budzimy się skacowani hałasem trąby (niektórzy nie tylko hałasem trąby...). Anita proponuje reszcie, żeby śniadaniem był "Burek". Reszta jest trochę zdziwiona, że na Bałkanach na śniadanie jada się koreańskie żarcie... Jednak burek okazuje się być czymś innym*, w dodatku doskonałym, za 135 din razem z kubeczkiem jogurtu.
Po zjedzeniu śniadania wyruszamy w poszukiwaniu kawy, a właściwie kafy. Znajdujemy ją w miłej kawiarni, oczywiście tygielkową. Podczas spaceru po Čačaku pewna starsza pani poleca nam kranik z przedziwną wodą (inną niż w čačackich kranach, można pić na surowo lub się umyć), więc próbujemy. Smakuje jak woda, jednak po umyciu nią rąk okazało się, że nasze dłonie zrobiły się gładkie jak dłonie księdza. Podejrzewamy, że źródło tej wody bije w samym piekle.
* Z wikipedii: Burek (także jako: byrek, börek, boereg, piroq) – rodzaj nadziewanego placka wykonanego z ciasta filo bądź yufka, rzadziej z ciasta francuskiego popularny w krajach śródziemnomorskich i arabskich. Nazwa pochodzi od tureckiego czasownika bur-, oznaczającego: zawijać, zakręcać.