Po bardzo krótkim spacerze po Kosowie znów wsiadamy do auta i jedziemy w stronę granicy Czarnogóry (przejście graniczne znajduje się oczywiście na przełęczy). Po tradycyjnej bałkańskiej kontroli paszportów zjeżdżamy z przełęczy i kierujemy się w stronę kanionu rzeki Tary. Nocleg znajdujemy na campingu przy wielkim moście przecinającym dolinę. Za cenę 4 euro od osoby śpimy na najrówniejszej i najmiększej trawie wyjazdu. Naszym zdaniem (pomimo, że to jeszcze nie koniec) również w najpiękniejszym miejscu wyjazdu.
Kanion rzeki Tary - jeden z najgłębszych (maksymalna różnica pmiędzy poziomem rzeki a najwyższym punktem to 1300m) kanionów na świecie (m.in. po kanionach Cotahuasi i Colca w Peru oraz Wielkim Kanionie Kolorado w USA). Długość przełomu to 78 km, a głębokość do 1300 m. W bezpośredniej blisMost, przy którym znajduje się camping również imponuje - przecinający dolinę, wsparty na pięciu wielkich łukach, 365m długości, wysokość maksymalna 149m.
Rano wydarzyła się jedna z najciekawszych rzeczy calej podróży - Tomasz i Krzysztof, za jedyne 20 euro od osoby, otrzymują możliwość przelotozjazdu na linie nad kanionem, tuż obok mostu. Lina długości dokładnie 824m nie zawiodła oczekiwań - widok był niesamowity, a powiew powietrza na twarzy usprawiedliwiał wysoką cenę. Wrażenia są niesamowite, warto było.
Ruszamy naprzód, w poszukiwaniu morza, a najpierw śniadania. Kanion zaskakuje nas w każdej chwili, woda w rzece ma piękny błękitny kolor, ściany kanionu w niektórych miejscach są tak wysokie, że nie widać ich w całości przez szyby samochodu. Jest po prostu pięknie.
Śniadanie znajdujemy w barze o oczywistej nazwie "Taras nad Tarą". I rzeczywiście, schodzi się po schodkach na taras nad samą rzeką. Nasz posiłek składa się z: kawy, herbaty, čevapów, pomidorów z cebulą, chleba i masła (oraz w przypadku zachłannego Tomasza - z kajgany, czyli jajecznicy). Porcja jednak jest przerażająco duża, zwłaszcza čevapcici (10 szt. w porcji), więc z końcówki zostaje zrobiona kanapka. I znów obieramy kierunek nad morze.