Po drodze jestesmy zajarani wszystkim co sie da, wiec odwiedzamy kazdy brazowy znaczek sugerujacy jakies fajne miejsce - np wodospad, kaczki czy muzeum (tego jednak nie ogladamy). Po tych wszystkich spacerach i zakretach robi sie bardziej pozno i postanawiamy juz zatrzymywac sie mniej. Po drodze do Mullingar zaliczamy fisz end czipsa, gdzie usmiechniety Irlandczyk (oby ogladal kwiatki od spodu) orżnął nas na puszke pepsi (nie dal nam jej). Ryba jednak byla potezna, takoz i frytki. No i super najlepszy sos curry! Tankujemy do pelna i dzidujemy 90km/h w strone Mullingar bocznymi drogami. Warto zauwazyc, ze w Irlandii nie ma tylu bzdurnych ograniczen jak w PL. Autostrada 120. Drogi poza miastem 100. W miescie 60/50. No i najfajniejsze jest to, ze nie ma ograniczenia do 50 przy kazdej budce przy drodze, wiec mimo tego, ze droga jest podrzedna, sprawnie przemieszczamy sie obficie korzystajac z tempomatu. O, jak przyjemnie sie tu jezdzi!