Zaczynaja sie schody gdyz nasz hiszpanski jest coprawda kiepski, ale i tak lepszy niz nieistniejacy portugalski... Obywa sie bezproblemowo i idziemy szukac transportu w strone Argentyny. Po godzinie okazuje sie, ze nic nie ma i zaczynamy szukac hotelu. Jakis gosc mowi, ze w uliczkach obok cos jest - wreszcie znajdujemy (jest 22, ale ulice kompletnie martwe). Niestety caly hotel jest zajety - uzywam calego mojego uroku i zdolnosci jezyka hiszpanskiego zeby nas wpuscil i zebysmy mogli spac na podlodze, ale portier jest nieublagany. Szukamy dalej i znajdujemy kolejny hotel - w cenie akurat takiej ze zostalo nam na bilet do argentyny :). Hotel tandenty ale jest. Jest tez karaluch :) W dobrych humorach idziemy spac.