Rano dostajemy sniadanie. Ale nie jest to taki sobie zwykly poranny posilek, o nie! Gruzini zaskakuja nas olbrzymia paleta dziwnych kombinacji smakow (wiekszosc rzeczy nawet nie wiemy jak sie nazywa, ale czesc jest marynowana/kiszona itp), doprawiaja to szklanka cieplego, poslodzonego mleka a na dodatek dorzucaja mnostwo owocow. Jedzac, mamy nadzieje, ze jakos to przezyjemy chociaz zoladek wyraznie mowi: "co ja Ci takiego zrobilem??". Wg nas nie da sie tych smakolykow sensownie polaczyc, gdyz slodkie mleko w naszych kubkach zdaje sie nie pasowac do niczego co jest na stole. Nic to, Krzys polewa wszystko co zjadl kubkiem herbaty (zeby sie rozpuscilo), Kasia dobija chlebkiem (zeby sie wchlonelo), a Krzys jeszcze na deser wrzuca kilka kawalkow arbuza (w koncu to prawie sama woda, wiec nie moze zaszkodzic :). Kasia generalnie je bardzo ascetycznie (Mamo, nie martw sie!), a Krzys odwrotnie, miksuje co popadnie (stoperan i papier mamy przy sobie, hehe). W tym momencie odkrywamy tez nowe haslo prezydenta Heydara, ktorym najprawdopodobniej zegnal nas na granicy: "Siedzac przy gruzinskim stole, pomnisz nasze pyszne azerskie sniadanka".
W niepewnych nastrojach (dot. trawienia) wyruszamy na objazdowa wycieczke po okolicznych zabytkach. W okolicy dworca wybieramy najgorsze i najstarsze auto jakie mamy w zasiegu wzroku (stare, czerwone Zyguli) i dogadujemy sie z kierowca na objazdowke (50GEL za calosc). Zaczynamy od kosciola Akhali Shuamta (XVIw), gdzie do furki dzwoni sie i wychodzi siostra ktora oprowadza. Kasia ma juz chustke na glowie, ale okazuje sie, ze kobiety musza tam wchodzic w spodnicach i siostra daje nam specjalna wersje "dla turystow". Stamtad jest tylko kawalek do Dzveli Shuamta, ktory datuje sie na Vw n.e!! Kosciol robi jeszcze wieksze wrazenie, sa tu male ikonki przyniesione przez ludzi przy ktorych mozna zapalic swieczki. W srodku poza tym jest zupelnie pusto i tajemniczo, widac, ze nie jest to miejsce czesto odwiedzane.
Drugim miejscem jest Ikalto Monastery. To wiekszy kompleks i tu rowniez mozna zobaczyc zabytki pochodzace z VI-VIIw. Sa tu dobrze zachowane ruiny Akademii, w ktorej uczyl sie Szota Rustaweli (najbardziej znany poeta gruzinski). Udaje nam sie uciec przed gigantyczna wycieczka kapitalistow z USA, ktorzy nie dosc, ze profanuja to miejsce robiac zdjecia to jeszcze wchodza bez chustek na glowach, robia duzo halasu i na dodatek maja wlasna ekipe telewizyjna.
Kierowca zabiera nas dalej do katedry Alaverdi, ktora do niedawna byla najwyzszym kosciolem w Gruzji (50m). Zostala wzniesiona w XIw i z tego samego okresu zachowaly sie spore fragmenty freskow nad oltarzem.
Kawalek dalej zwiedzamy kompleks Nekresi. Jest tu najstraszy sakralny budynek w Gruzji, ktory wybudowano w IVw(!). Caly kompleks widac z daleka i jest polozony na stromej gorze. Od podstawy trzeba sie tam wspinac lub jechac busikiem (10GEL!!!). Oczywiscie wspinamy sie razem z pieskiem przewodnikiem. Na gorze nie spotykamy praktycznie nikogo poza sympatycznym ksiedzem (opowiada nam conieco). Jest tu tez specjalny budynek z wielkimi podziemnymi kadziami do wyrobu wina. Kachetia slynie z produkcji wina, a po drodze caly czas mijalismy pola winorosli.
Na sam koniec zostalo nam Gremi. Jest to dawna stolica Kachetii. Miasto istnialo przez 150lat ale zostalo zniszczone przez najazd persow w XVIIw. Kosiol, wieza zamkowa i dzwonnica zachowaly sie swietnie. W tym miejscu udaje nam sie zejsc do podziemii, gdzie budzimy kilka nietoperzy.
W Telavi jemy pyszne chaczapuri (1,2GEL/szt) :D
Wieczorem po raz pierwszy mamy okazje poznac gospodarza. Widac po nim dlugi staz pracy w fabryce wina. Chociaz jestesmy juz po kolacji, zaprasza nas ponownie do stolu i stawia na stole duza butelke tutejszego wina. Staramy sie wykrecic od picia, gdyz zjedlismy duzo owocow, ale jest uparty i wynegocjowal z nami "male conieco". "Niechcacy" nalewa mu sie do pelna, wznosimy toast (gospodarz dlugo przemawia po gruzinsku). My wypijamy po lyczku, a gospodarz cala szklanke na raz. Zacheca nas tez do jedzenia, my mowimy ze jestesmy juz pelni, ale on wskazuje na siebie i mowi "DIREKTOR!". Po kilku toastach (za cala rodzine, zmarlych, drzewa na trumne, kobiety, nasz szczesliwy powrot do domu, nasze przyszle dzieci itd.) udaje nam sie pojsc spac mimo, ze impreza trwa dalej.