Budzimy sie juz calkiem wypoczeci po trekkingu w Chewsuretii :) Wyruszamy na dworzec taksowka, nie chcac stresowac tutejszych marszrutkarzy (5GEL). Pochlaniamy dwa kebaby (5,5GEL/szt) i niemal natychmiast zostajemy wciagnieci do busika jadacego do Kazbegi. Na poczatku jedzie prawie pusty, ale po 30km nagle wrzucaja nam jakas kontrabande w kartonach po bananach i robi sie nieco ciasniej. W miedzyczasie Kasia zaprzyjaznia sie z obok-siedzacym Gruzinem, ktory daje nam breloczek z symbolem gruzji (a my mu flage). Polsko-gruzinska przyjazn zaciesnia sie. Droga jest bardzo malownicza, a busik dluugo wspina sie na przelecz (2400m).
Wjezdzamy na placyk w Kazbegi i Krzys zdaza jedynie powiedziec "oj, bedzie ciezko", kiedy otwieraja sie drzwi i oddzial szturmowy babuszek z guesthousami atakuje! Mamy pecha byc jedynymi turystami w pojezdzie, wiec babuszki i Szalony Wladimir atakuja ze zdwojona energia, nie dajac nam wyjac plecakow z auta. Wreszcie sie udaje, dogadujemy sie z jedna z nich (20GEL/os) i ruszamy do pobliskiego domu. Cena jest standardowa, ale babcia zaskakuje nas apartamentem iscie krolewskim. Wielkie loze, rzezbione meble, swieza farba... wow.
Jest jeszcze w miare wczesnie, wiec ruszamy na pobliskie wzgorze gdzie stoi Sameba - klasztor polozony 300m nad Kazbegi. Droga na szczyt zajmuje nam ok 1,5 godziny, a po drodze okazuje sie, ze sa tu tylko Polacy i Zydzi. Wybralismy wlasciwa pore, gdyz jestesmy tu tuz przed zachodem slonca, a na miejscu nie ma juz nikogo i slychac tylko modlitwe tutejszego ksiedza. Jest stad wspanialy widok na Kazbek, ktorego nie zaslania dzis zadna chmurka. W drodze powrotnej zabieraja nas mili Gruzini (para), ktora opowiada nam o atrakcjach tego regionu.
Wieczorem okazuje sie, ze w naszym domu mieszkaja Polacy - Bartek i Ewa, ktorzy zapraszaja nas na wycieczke do leczniczego zrodelka razem z poznanymi wczesniej Gruzinami (mlode malzenstwo - Annie i Giorgij). Zabieraja nas dzipem na szybka przejazdzke w rytmie glosnej gruzinskiej muzyki.
Nasi sasiedzi okazuja sie byc bardzo sympatyczni i spedzamy mily wieczor z 5 litrowym baniakiem wina, wymieniajac doswiadczenia z odwiedzonych miejsc.