"Odpoczywaniem zmęczeni wyruszamy ku skalistym brzegom nieznanego..."
Rano wyruszamy do Akhaltsikhe (4GEL/os) i od razu poznajemy nietypowy gatunek taksowkarza, ktory podaje od razu rozsadna cene za wycieczki do interesujacych nas atrakcji. Za 50GEL zabiera nas do Vardzi i zatrzymuje sie w twierdzy Khertvisi (dobrze zachowane riuny zamku z XIVw, a obecnie jedna z baszt zamieszkuje sobie krowa). Odwiedzamy tez cerkiew z XIIw w Tmogvi i ruiny tamtejszej twierdzy zbudowanej na skale nad brzegiem rzeki.
Docieramy do Vardzi, a calosc juz z daleka robi wrazenie. Skalne miasto jest doskonale widoczne, powstalo w XIIw, mialo 6000 komnat wykutych w skale na 13 kondygnacjach. Z zewnatrz bylo zupelnie niewidoczne, a jego wnetrze odslonilo dopiero trzesienie ziemii w XIIIw. Dzis mozna zwiedzac ok 300 komnat, a niektore z nich stanowia klasztor, gdzie zachowaly sie stare freski.
Pod koniec decydujemy sie pojechac do klasztoru Sapara, ktory ulokowany jest z dala od miasta (10km) - wydaje sie doskonalym miejscem do medytacji. Droga, ktora tam prowadzi jest, poki co, najgorsza jaka dotychczas jechalismy, ale taksowkarz nie oszczedzal auta i dotarlismy tam w rekordowym czasie.
Po powrocie do Borjomi zamawiamy w lokalnej knajpce 10 chinkali (minimalna ilosc), ostri (zupa gulaszowa) i warzywa. Chinkali okazuja sie byc gigantyczne, wiec z trudem udaje nam sie zjesc prawie wszystkie. Przy okazji probujemy tez tutejszej wody mineralnej Borjomi (ilosc mineralow 5000-7000mg/L, czyli okolo 10x tyle co nasze wody). Smak jest dziwny (czyli niedobry - Krzys).