Robi sie pochmurno i nawet pokapuje deszcz, ale to nie powstrzymuje nas od jazdy do Batumi. Dwiema marszrutkami docieramy do Kutaisi (do Chaszuiri za 2GEL/os i potem z ronda lapiemy "cokolwiek" do Kutaisi za 7,5GEL/os). Po drodze zaczyna konkretnie lac. W strugach desczu przesiadamy sie do kolejnej marszrutki do Batumi (10GEL/os). W zasadzie, mimo, ze odleglosc niewielka (ok 300km), spedzamy w busikach caly dzien.
W Batumi cale szczescie akurat przestalo padac i sympatyczny taksowkarz zabiera nas do jakiejs kwatery. Niestety 3 kolejne nie maja wolnych miejsc (po sezonie??), ale w czwartej pani nas przyjmuje. Tu nagle sie okazuje, ze cena wzrosla z umowionych 20GEL/os na 25GEL i jeszcze 10GEL za taxi. Dobitnym rosyjskim Krzys daje mu znac, ze nie taka byla umowa i ze za taxi dostanie najwyzej 5GEL, a nocleg nie bedzie kosztowal wiecej niz 20! Kwasna robi mine, ale wyjscia nie ma i zostajemy :)
Wieczorem udaje nam sie jeszcze chwile polazic po okolicy i zaczyna znowu padac. Na ulicach ogolnie jest straszny sajgon, gdyz polowa drog nie ma nawierzchni, a ze wzgledu na ulewy, ulice doslownie plyna (auta chwilami zanurzaja sie az do podwozia). Przez 200m idziemy srodkiem ulicy miedzy sznurami aut, gdyz jest to jedyne suche miejsce.