Po nocy na campingu Dracula, niezostawszy kolacją niedźwiedzia, udajemy się bez śniadania (Bomba twierdzi, że zna świetne miejsce na zjedzenie) i udajemy się do jednego z najatrakcyjniejszych punktów podróży - przejazd szosą Transfogaraską. Przepiękna droga, która przecina pasmo Fogaraszy robi niesamowite wrażenie. Pniemy się w górę pokonując megaostre zakręty (Rumuni oczywiście bez przerwy wyprzedzają w imię zasady: mam auto, więc wyprzedzam). Na jednym z zakrętów rozbijamy bibak i próbujemy robić sniadanie (jajecznica z csipös klobas). Kiedy jajecznica już prawie się dosmaża rozpętuje się prawdziwe piekło - deszcz zaczyna padać ze wszystkich stron. Łapiemy za garnek, na palniku stawiamy kawiarkę i biegniemy do auta. Kawa przygotowuje się w deszczu, a my wprowadzamy jajecznicę schowani w aucie.
Po kawie (już przestało padać) ruszamy dalej, jeszcze trochę pod górę, potem już w dół. W dół, w dół, w dół, aż do Sibiu.